Kliknij klawisz TAB i wybierz opcję klikając ENTER. Jeżeli przejdziesz całe menu WCAG, to okno schowa się i pojawi się ponownie treść strony.

Władysław Sebyła - Wiersze zebrane

Władysław Sebyła - Wiersze zebrane

Władysław Sebyła - Wiersze zebrane

1.

 

Począwszy od pierwszego indywidualnego tomu (Pieśni szczurołapa z 1930 roku), niezmiennie obecny w poezji Władysława Sebyły1  jest motyw wycofującej się opatrzności, coraz mniej aktywnego Boga, zawęźlającej się szansy na transcendencję – jej co rusz większej niemożliwości: „modlę się do Boga, w którego nie wierzę”. A w innym miejscu: „Co dzień nas wgniata w pył / Wysokie niebo”. Idziemy bowiem: „w martwotę mroźnej nocy wiszącej nad światem”. Poeta sonduje otaczający go świat, pełen płycizn i duchowych mielizn. Człowiek jawi się mu jako persona gwałtownie oddalająca się od swoich wewnętrznych zasobów, skłaniająca się ku symplicystycznym rozrywkom, rezygnująca z możliwości innej organizacji rzeczywistości: „Ojcze nasz, któryś jest na niebie błękitny i pusty”. Ta natomiast zerwała łączność ze źródłami, dającymi jej jako takie oparcie, dlatego teraźniejszość przynosi głównie boleść i rozczarowanie: „Płyniemy w czarnej wodzie, przy zgasłych latarniach”. W niezwykle plastycznych wierszach, człowiek jawi się jako błąkający się po świecie bezdomny, który nie potrafi dłużej zagrzać miejsca, ponieważ nie jest skory do wewnętrznej pracy. Został na własne życzenie ogołocony z wrażliwości: „Jesteśmy gnojem, mój bracie, / Mierzwą potu i krwi, / Mroźne niebo sinieje nad nami. / Płyną obłoki – i dni”. Te duchowe poszukiwania i zwątpienia, będą charakterystyczne dla całej poetyckiej drogi autora urodzonego w roku 1902, 6 lutego w Kłobucku koło Częstochowy. Z różną intensywnością dadzą o sobie znać przez dekadę poezjowania, w której domknie się twórczość Sebyły, rozstrzelanego 11 kwietnia 1940 roku w Charkowie, przez NKWD. Wcześniej poeta pozostawał w obozie w Starobielsku, gdzie, jak rachował biograf Józefa Czapskiego „z czterech tysięcy  jeńców wsadzonych do pociągów opuszczających obóz w Starobielsku siedemdziesięciu ośmiu nie wysłano na śmierć do wiezienia w Charkowie”2 . Sebyła, niestety, nie znalazł się w gronie tych, co uszli śmierci. Wróćmy jednak do poezji. Wydaje się, że metafizyczny porządek dostrzegał Sebyła w świecie efemerycznych impresji, ulotnych migawek, zjawiskowych widoków, epifanijnych zapatrzeń, nagłych wewnętrznych olśnień. Wszystkie te aktywności nosiły znamiona panteizmu, i hołdowały intuicji, że otaczająca nas natura, otwiera się na nas czasami boskimi porządkami. A gdzie w tym wszystkim pojedynczy los, głos, istnienie? Kiedy czytamy: „I słyszę. Mówią ludzie, I nic nie rozumiem. / Czerwie wyjadły ziarno, puste sterczą kłosy”. Dlatego, prosić już można tylko o spokój, w milczeniu szukać pociechy:

 

O niebo wysokie, spraw, 
aby cisza zaległa nad nami!
 
 

2.

 

Człowiek z tej poezji w zasadzie permanentnie traci siebie z horyzontu, cierpi na niedostatek uwagi wobec swojego bliźniego, w miejscu empatii, pojawia się partykularny interes, zaś emocji i atrofii więzi, towarzyszy zachłyśnięcie się nowinkami – możliwościami jaki niesie ze sobą współczesność. To semantyczna aktywność i inwestowanie w życie wewnętrzne, zbliżać nas może jedynie do wymiaru, którego cień, nakrywa nasze słońce. Ratunku szukać można w brzmieniu słowa. W melodii polszczyzny. W muzyce wycyzelowanej frazy. W pierwszym tomie nie brak również wierszy opisujących znój i codzienność żołnierzy walczących po frontach, czy wersów społecznie zaangażowanych, chcących podjąć nierówną walkę z wykluczeniami i niedostatkiem. Cały cykl, pod tytułem Modlitwa – gdzie czytamy o codziennej mordędze konia krańcowo eksploatowanego pracą, inwalidzie wystawiającym twarz do słońca, o monotoniach i efektywnie powiększającej się biedzie woźnicy, czy o niewidomym, traktowanym bez czułości, i grajku, wygrywającym melodie nie obchodzące nikogo – znajdzie potem swoje rozwinięcie – proszę wybaczyć przeskok, ale tak to widzę – w tomie Hurrraaa (1982) Juliana Kornhausera, natomiast wcześniej jego echa najdonioślej niosły się wersami Jana Kasprowicza. Co zaś do samej poetyki Sebyłowych wierszy, to rozwija ona tradycję wiersza sylabotonicznego (autor Ośmiu nokturnów chętnie posługują się sekstyną i oktawą) i tonicznego. Poeta też często zamyka swoje wiersze w klamrze tych samych wersów, uciekając do swoiście rozumianego paralelizmu, stanowiącego wstęp i codę wielu wczesnych liryków. 

 

3.

 

Gdyby próbować syntetyzować tematy obecne w tej intensywnej i momentami niezwykle wizyjnej poezji, to wydaje się, że doświadczenie muzyczne i muzyka odgrywają w niej niepoślednią rolę. Na poczekaniu moglibyśmy stworzyć katalog wierszy, gdzie muzyczne instrumentarium nastraja melodie bytu, płynące nie tylko ku koncyliacjom. Zatem, muzyka jako równorzędnie ważki i istotny temat dla uniwersum Sebyły. Wiemy przecież, że wymieniał się doświadczeniami z Karolem Szymanowskim, że ćwiczył się w grze na skrzypcach, próbował na fortepianie, że słuchanie muzyki miało dla niego formacyjne znaczenie. Przenikanie muzyki do słowa, szukanie porozumienia z instrumentami, jak wspomina Sabina Sebyłowa – na tych zagadnieniach mijały poecie długie godziny. Wystarczy pobieżnie przywołać tytuły wierszy, by przypomnieć sobie oczywistą prawdę, że koncerty, sonaty, nokturny będą stanowiły podstawowe źródło odniesień dla poetyckiego słowa. Żona powie: „Władysław ma własne odejścia. Pisze, redaguje, rysuje, maluje, gra”3 .  Znakomicie ujął to Bartosz Małczyński: „W liryce tej kołyszą się żałobne dzwony, fale oceanu, stawy i morza, drzewa, liście i trawy, niebo i gwiazdy, a nawet dnie, noce i cała wieczność”4 . Poeta, parafrazując fragmenty jego poezji, pragnie fujarką operować jak szpadą: zadawać ciosy bolesne. Gra wierzbowe melodie, które mają powodować, że będziemy się trzęśli jak osiki na chłodzie. A w zasadzie trzeźwieli ze swoich słodkich miraży. Mają nam w tym pomóc Sebyłowe kołysanki na siedmiu tonach, muzyka w której ukojenie przychodzi spoza słów i znanych światów. Przeczytajmy:

 

Nalane smołą stoją skryte w nocy stawy.
Rzeka zduszona mrokiem przystanęła w biegu.
Rosą wieje od krzaków i od kępek trawy.
Prują wodę dwa końskie łby, płynąc do brzegu.
 
Nakryte wielką ciszą śpią ptaki i drzewa.
Księżyc mokry i złoty wyłazi z moczarów. 
Nie drgnie liść, lis nie przemknie przez zaklęty parów. 
Słowik śpiewa. 
 

4.

 

Władysław Sebyła, debiutujący w 1927 roku (tomem Poezje; zaczyna się tedy ukazywać Kwadryga – ostatni numer ukaże się w czerwcu 1931 roku), wespół z Aleksandrem Maliszewskim, ten czołowy poeta ugrupowania Kwadrygi, wydaje się dziś autorem obecnym (w sensie opracowań i recepcji), choć raczej, poza akademikami 5, mało czytanym. A szkoda. Bo to poezja w wielu miejscach wybitna, o niebywałej sile profetycznego rażenia. Koncert egotyczny z 1934 roku, otwiera wiersz-poemat Młyny. Sonata nieludzka (powstała pod wpływem Sądu ostatecznego Luki Signorellego). To arcydzieło lirycznego profetyzmu (dobrym kontekstem, a zarazem kontrapunktem, będzie wydany w tym samym roku tom-poemat Przyjście wroga, Jerzego Zagórskiego), ciężkiego od – kreacyjna śmiałość i niebywała inwencja Sebyły skłania do takich porównań – zbitej morgi melancholii. Człowiekowi pozostaje już tylko milczenie. I noc. Podobny klimat rozkładu wokół, zapach butwienia w powietrzu, przeczucie zmierzchu, który na długo sprowadzi światło do parteru, przywodzi na myśl poezję Trakla, która – jak podpowiada Martin Heidegger – opiewa krainę wieczoru, „skrytej krainy zachodu”6 . Taki chociażby wers, można by przypisać obojgu poetów: „Milczący las stał chmurą ponad uroczyskiem”. (Opis podobieństw między autorami zostawiam sobie na inną okazję). 

 

5.

 

To nade wszystko poezja upominająca się o słowo czerpane z niezmąconego źródła. Widzimy pejzaż osamotnienia, w który wpisany zostaje ostatni człowiek. Samotność pogłębia się jak melancholia na skraju rozpaczy, rosną połacie smagane chłodnym podmuchem. Z każdą strofą intensyfikuje się poczucie zagubienia i opuszczenia. Człowiek podejmuje fałszywe tropy, w jego mowie nie mieszka choćby fragment sensu, a rozterki powiększają sumę trosk, liczonych bez końca. Jedyne, niewyczerpalne źródła, to te melancholii. Żywo obecnej na stronie, czasami podpierającej się modernistycznymi rekwizytami. Za wyżyny twórczości autora Obrazów myśli, trzeba bezdyskusyjnie uznać, tytułowy Koncert egotyczny. Poemat refleksyjny, dedykowany Janowi Lechoniowi. W tym poemacie interesuje poetę stosunek rzeczy do słowa. Zadaje on stale pytanie, na ile adekwatna do swojego tematu jest poezja: czego w nas dosięga? Do czego się odnosi? Co nam zabiera, a co zwraca? To niezwykle przejmujący tekst, taki, o którym chciałoby się napisać – obezwładniający. Sebyła, kierując pytanie do siebie, czym jest słowo, odpowie: „Tylko cień, rzucony / z ducha człowieka na otchłanie rzeczy”. Nie da się bowiem do końca zniwelować nieodpowiedniości między słowem a rzeczą, a myślom i działaniom trzeba wszak znaleźć, porządki przystające do biegu świata. Sebyła pyta, czy poezja przegrywa z życiem? Dlaczego istnienie zawsze się jej wymyka? Czy aby artykułować nasze stany, uczucia i emocje, słowa są najbardziej przydatne i niezbędne? 

 

Bo tylko wiecznie zmienne chmury,
i wiatr, i zapach drzew, i liści krótkotrwałych drżenie
mówią, że prawdą jest istnienie.
 

6.

 

Ciemny nurt poezji Sebyły („władca i niewolnik ciemnej wyobraźni” – określenie Andrzeja Z. Makowieckiego7 ) honoruje krańcowe stany obrzękłej w bolesne znaczenia, świadomości. Podkreśla miejsca mroczne ludzkiej wyobraźni. Poeta obawia się widm cywilizacyjnego rozwoju, za który trzeba będzie płacić technicznym odhumanizowaniem pojedynczego losu. Sebyła nie boi się zadawać trudnych i bolesnych pytań: o moralny sens ludzkiej egzystencji, zorientowanej na pomnażanie materialnego zbytku, a nie dobra. Wciąż pyta i poszukuje: zbiegłego Boga, eschatologicznej perspektywy, upominając się o godność dla każdego życia. Sporo pisał o dewaluacji poezji (sam miał przecież inklinację do dłuższego lirycznego oddechu), o niszczeniu słowa, wydanego rynkowej konkurencji, oszołomionego od gospodarczych machlojek, upadków i bankructw. Niektórzy poeci chodzą światami, by się zgubić w tłumie. Wiedzą, że „Człowiek – wiatr, który wstaje z pustki”, pozostaje stale w drodze do swojego miejsca. Sebyła na modłę arcydzielną ukazał obecność stającą się pustką. Bycie składające się z niejasnych pytań, cieni odbitych na ścianie. Poezja nie zredukuje ciemności do czarnej plamki, ale może rzucić na nią punktowe światło poznania. 

 

                                                                                                                                                                                     Bartosz Suwiński

1 W. Sebyła, Wiersze zebrane, Warszawa 2021. Wydawnictwo PIW. Wszystkie cytaty w tekście wg tego wydania.

2 E. Karpeles, Prawie nic. Józef Czapski. Biografia malarza, przeł. M. Fedyszak, Warszawa 2019, s. 145.

3 S. Sebyłowa, Okładka z Pegazem, Warszawa 1960, s. 47.

4 B. Małczyński, Zestrojenia. Szkice o literaturze, muzyce i dobroci, Kraków 2017, s. 52.

5 Można zajrzeć do: Władysław Sebyła. Lektury, pod red. J. Kisiel, E. Wróbel, Katowice 2017. Ostatnio o poecie pisał również Marcin Całbecki, w monografii Józef Czechowicz i inni mitotwórcy (Gdańsk 2020).

6 M. Heidegger, W drodze do języka, przeł. J. Mizera, Warszawa 2007, s. 72.

7 A. Z. Makowiecki, Zapomniany poeta ciemnej wyobraźni [w:] W. Sebyła, Poezje zebrane, wstęp i oprac. A. Z. Makowiecki, Warszawa 1981. 

 

Obraz:

 

Nasi partnerzy

Wszelkie prawa zastrzeżone - POK © 2024 Polityka prywatności RODO Deklaracja dostępności Mapa strony

Webdesing: Logo WebInspiracje

Przeszukaj naszą stronę:

Schowaj wyszukiwarkę

Schowaj menu
Ten link otwiera nową kartę

Link zostanie otwarty w nowym oknie! Wyrażasz na to zgodę?


Otwórz ten link
Schowaj i wróć do strony

Galeria zdjęć:

    Cenimy Twoją prywatność. Zobacz jak dbamy o Twoje dane i poznaj nasze zasady dotyczące przetwarzania informacji.